Całkiem niespodziewanie.
Zaczęło się w poniedziałek rano, jak już do pracy poszedłem. Ojciec do mnie zadzwonił, że „coś tam w pudle piszczy…”. Kilka razy robił RESET i nic nie pomagało. Powiedziałem mu, żeby nic nie ruszał a ja po pracy spróbuję coś zrobić.
Wieczorem rozkręciłem pudło, by zobaczyć, co się dzieje. Faktycznie coś piszczało w okolicy procesora. Jako, że nie bardzo się na tym znam, postanowiłem posprawdzać wszystkie kable, czy się przypadkiem jakiś nie poluzował, czy coś… Myślałem, że to coś pomoże. Nie pomogło…
Po tym wszystkim zauważyłem, że wiatrak w zasilaczu przestał się kręcić. Aha – pomyślałem – tu Cię mam! Brat przyniósł mi jakiś stary zasilacz od innego komputera, podłączyliśmy go „na krótko” do CD-ROMu i zadziałało. Odetchnąłem z ulgą, że to tylko wymiana zasilacza. Brat znalazł gdzieś na Allegro gościa, który miał na zbyciu taki właśnie zasilacz, więc po raz kolejny odetchnąłem z ulgą. Moja radość była tym większa, że po odbiór miałem się zgłosić na Ujeścisko, czyli jakieś 30 minut drogi pieszo od miejsca, gdzie pracuję. Postanowiłem więc, że następnego dnia po pracy się tam przejdę. Tak zrobiłem.
Gdy już miałem ten sprzęt w domu, moja radość dość szybko stopniała. Okazało się, że zakupiony przeze mnie za 35zł zasilacz był „na skraju wyczerpania”. Podziałał tylko jakieś 5 minut i tym samym „dokończył żywota”. Zadzwoniłem do sprzedawcy, powiadomić go, że sprzęt był felerny. Przeprosił mnie bardzo tłumacząc, że nie miał pojęcia, że zasilacz był wadliwy. Zapewnił, że jak do niego przyjadę, to mi odda całą kasę i jeszcze raz przeprosi. I tak właśnie było.
Powiedziałem o wszystkim bratu a on zaoferował mi pomoc. Mówił, że znalazł gdzieś na Przymorzu jakiś serwis. Zaoferował nawet, że może tam zawieźć mój sprzęt do ekspertyzy. I tak zrobił.
Na drugi dzień (to już czwartek) zadzwonił do mnie facet z serwisu, że padła mi płyta główna. FUCK!!! Wycienił mi przybliżony koszt wymiany płyty wraz różnymi tam pamięciami RAM itp. na jakieś około 500-600zł. FUCK!!! FUCK!!! Powiedziałem mu, że jak na razie muszę to wszystko na spokojnie przemyśleć a sprzęt po prostu odbiorę.
W międzyczasie brat dowiedział się, że jego kolega z pracy ma podobną płytę główną i że może ją dość tanio sprzedać. REWELACJA! – pomyślałem.
Przyszedłem dzisiaj z pracy i po zjedzeniu obiadu, zabrałem się za instalowanie. Odkręciłem starą płytę i już chciałem wkręcać nową. Ale coś mnie „tknęło”, by najpierw posprawdzać, czy wszystko będzie pasować. Wszystkie wtyczki (te łączące płytę z zasilaczem, te od HDD, CD itd…) pasują bez zarzutu. Odkręciłem wiatrak od procesora i… No właśnie…
Nie pasuje! FUCK!!! FUCK!!! FUCK!!! W „nowej” płycie jest gniazdo na jakiś starszy procesor. Jakiś taki mniejszy ( o jakieś 0,5 cm. FUCK!!! Znów nic z tego…
Tak więc póki co, nie wiem, co mam robić. Powoli do mnie dociera, że będę musiał ponieść pewne koszty. Postanowiłem, że muszę to na spokojnie „przetrawić”.
Całe szczęście, że brat pozwala mi „awaryjnie” korzystać z jego laptopa, bo w przeciwnym razie, to nie wiem, co ja bym zrobił… Dzięki Grzesiek. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi pomagasz…
I Tobie Paweł, też WIELKIE DZIĘKI, że chciało Ci się jeździć do serwisu z moim sprzętem. I że załatwiłeś mi płytę. I w ogóle dzięki!
Tak więc na obecną chwilę postanowiłem, że w weekend nie będę się tym zajmował. Odpocznę trochę od tego wszystkiego. Może mi to na dobre wyjdzie…?
Jutro derby Trójmiasta. Niesamowite emocje. Oczywiście idę. Może to mi pozwoli na jakiś czas „zapomnieć” o tej całej awarii…
Życzcie mi powodzenia.